Czasem w życiu bywa tak, że otrzymuje się propozycję nie do odrzucenia. Po prostu od razu wiadomo, że może ona się już nigdy nie powtórzyć, więc trzeba wziąć ją poważnie pod uwagę. Sam dostałem taką ofertę jakiś czas temu od mojego szefa. Chodziło o awans do centrali firmy. Rzecz w tym, że znajduje się ona w Madrycie, a ja niekoniecznie znam hiszpański. Miałem jednak pół roku, by przyswoić język, więc praktycznie od razu zabrałem się do pracy.
Najbardziej efektywna nauka poza granicami kraju
Oczywiście, mogłem postawić na książki, zajęcia w szkołach językowych, bądź korepetycje z prywatnym nauczycielem. Jednak nie zawsze mogłem znaleźć czas na uczęszczanie na wspomniane lekcje. Dlatego też początkowo opierałem naukę na książkach, ale pewnego dnia szef powiedział, że centrala organizuje kursy hiszpańskiego w Hiszpanii, pomyślałem że lepszej okazji już pewnie nie znajdę, więc czym prędzej zapisałem się na listę chętnych. Trzeba zaznaczyć, że zajęcia miały odbywać się w trakcie mojego urlopu, więc w sumie połączyłem letni wypoczynek z nauką, która i tak była w tamtym momencie dla mnie najważniejsza, a że przy okazji odbywała się w pięknym miejscu, tym lepiej dla mnie. Dostałem się na kurs i w lipcu poleciałem do Malagi. Powiedzieć, że samo miasto jest piękne, to jak nic nie powiedzieć. Cudowna architektura, uśmiechnięci ludzie cieszący się życiem, no i doskonała pogoda. Kurs odbywał się każdego dnia.
Średnio zajęcia trwały około pięciu godzin, a później wszyscy razem udawaliśmy się do miasta, by w jeszcze większym stopniu móc obcować z językiem. Podczas zajęć tłumaczono nam zasady gramatyki, przedstawiano podstawowe zwroty, które później mieliśmy stosować podczas wyjść, co zdawało egzamin, a nasz poziom ciągle wzrastał.